Add products by adding codes
KING CRIMSON Beat LP
- Vinyl | LP | Album | Reissue | Remastered
Lata 80. w historii King Crimson dzielą słuchaczy. Spora część fanów Frippa i jego szalonej ekipy uważa, że ich muza stała się miałka, popowa i ogólnie nie ma to nic wspólnego z progresywnym rockiem. Osobiście mam inne zdanie na ten temat. Uważam, że trylogia jest doskonałym przykładem tego, jak można grać muzykę pop-rockową bez popadania w artystyczny banał. „Beat” jest ostatnim rozdziałem eightiesowego King Crimson i przepięknie zamyka ten szalony okres.
Panowie jeszcze bardziej zapuścili się w rejony szeroko rozumianej alternatywy i podróżują między muzyką popową, new wavem, a czasami post-punkiem. Otwierający całość „Neal And Jack And Me” to majstersztyk i idealne wprowadzenie do tego albumu. Połamana struktura muzyczna, gitarowa przestrzeń połączona z genialnymi melodiami to jak dla mnie muzyczny ideał. Podoba mi się to podejście i takie serwowanie muzyki pop. Podobnie jest z kolejnym, nazwijmy to tytułowym numerem w postaci „Heartbeat”. Jest to jeden z moich ukochanych numerów King Crimson. Ma on w sobie wszystkie wyznaczniki rocka lat 80. z jednoczesnym geniuszem Frippa, jeśli chodzi o tworzenie łamańców. Zresztą numer ten chętnie był puszczany przez rozgłośnie radiowe, co totalnie mnie nie dziwi. Głos Adriana brzmi tu genialnie, zresztą to właśnie on jest dla mnie tym jedynym słusznym wokalistą King Crimson. Uważam, że doskonale dogadywał się z Frippem i rozumiał jego artystyczne szaleństwo oraz podejście do muzy.
Każdy kolejny numer jeszcze bardziej podkreślał w jak doskonałej formie jest zespół. Słychać w tym również to, że prawdopodobnie bez tych płyt nie byłoby całej nowej fali prog-post-punkowego grania. Takie numery jak „Waiting Man”, „Neurotica” czy „The Howler” ewidentnie posłużyły jako inspiracje dla chociażby Black Midi, Black Country, czy New Road. Szczególnie wspomniana „Neurotica”, która pomimo melodyjnych wokali ma w sobie absolutne odrzucenie wszystkiego, co jest wyznacznikiem radiowego grania. Warto również zwrócić uwagę na zagrywki basowe Tony’ego Levina. To właśnie on jest bohaterem, pulsem i bitem(!) lat 80. w wykonaniu King Crimson. Genialny basista, który swoją wielkość zresztą udowadniał nie raz i nie tylko w Crimsonach.
Jeśli ktoś nadal nie jest przekonany do tej muzyki i tęskni za klimatami z „Red” czy ogólnie vibem lat 70., to moim zdaniem również znajdzie tu coś dla siebie. Echa tego okresu odnajdujemy w instrumentalnym, lekko kakofonicznym „Requiem”. Numer ten jest również przykładem tego, że King Crimson nawet grając muzykę bardziej melodyjną nie bali się mieszać tego z awangardowym duchem i tak naprawdę nie odcięli się od tego, co było kiedyś.
King Crimson to zespół, który zmieniał się wielokrotnie. Od progu, przez pop, a na metalu kończąc zawsze byli sobą. Jest to jedna z tych ekip, która zmieniając się zmieniała również historię muzyki i tak jak wspomniałem, to co dziś wydaje się nowością, Fripp z kolegami grał wiele lat temu. Nie ma zresztą co przedłużać... King Crimson to zespół absolutnie kultowy i synonim absolutnej muzycznej wolności.
Tracklista:
A1 Neal And Jack And Me
A2 Heartbeat
A3 Sartori In Tangier
A4 Waiting Man
B1 Neurotica
B2 Two Hands
B3 The Howler
B4 Requiem