Add products by adding codes
KORN Requiem LP
- Vinyl | LP
Korn to zespół kiedyś bardzo ważny dla mnie. Odegrali sporą rolę w mojej muzycznej edukacji w kategorii "metal", jednak od wielu lat nie jestem, aż w takim kontakcie z nimi, jak kiedyś. Moja "miłość" do ich muzy zaczęła się od teledysku "Falling Away From Me". Do dziś zresztą uważam, że "Issues" (1999) to mega album, który zasługuje na mega szacunek. Cały czas "polowałem" na ich klipy, na koncerty oraz kupowałem każdy numer Bravo, czy Metal Hammera (na stoisku z przecenianymi gazetkami), aby poczytać "newsy" co tam u nich i innych moich ulubionych bandów z tego okresu. Muza Korna była inna niż np. Black Sabbath, była jak to mówiłem "wykręcona". Miała w sobie mrok, ale też chwytliwe melodyjki, oraz zadziwiała mnie pod względem technicznym - "stukanie" basu Fieldyego, no i te 7 strunowe Ibanezy Heada i Munkyego. Uaa, ale to był czad i jednocześnie pewnego rodzaju "awangarda"... Po zbieraniu artykułów, przyszedł czas na zbieranie dyskografi! Na święta dostałem kasety "Life Is Peachy" oraz wspomniane "Issues", no i wreszcie mogłem zapoznać się z zawartością muzyczną, gdyż internet nie był tak dostępny, a tzw. "kablówka" była tylko u babci, więc... Ależ ta muza mnie porwała... Mając 11 lat, ze słuchawkami na uszach i oczami jak 5zł zapoznawałem się z "Life Is Peachy"... Otwierający "Twist" jak to się mówi "rozwalił mi głowę"... ależ to była "psychodela", serio nie słyszałem wcześniej czegoś takiego i normalnie, aż musiałem z trzy razy przewinąć na początek, aby jeszcze raz przesłuchać ten numer. Reszta albumu również mnie powaliła, a szczególny nacisk kładę tu na "No Place To Hide" oraz "Wicked". Później, tej samej bożonarodzeniowej nocy w walkamnie wylądowało "Issues" no i wiadomo, zostałem rozwalony do granic możliwości i następnie "wymusiłem" na mamie kupno koszulki z podartym "misiem". W miedzyczasie poznałem ich debiut oraz "Follow The Leader". Byłem fanem i znawcą Korna w 100% (miałem nawet kalendarz z nimi na ścianie). Korn umożliwił mi poznanie innych zespołów takich jak np. Faith No More, Alice In Chains, czy też jakieś oldschoolowe rapsy, gdyż w wywiadach zawsze wymieniali to jako swoje inspiracje. Później przyszedł czas "Untouchables" (2002) oraz albumu, który zakończył również moją fascynację tym zespołem, czyli "Take a Look in the Mirror" (2003). Uważam, że po tym ostatnim tytule oraz odejściu Heada, coś pękło w tym zespole. Stracili to wszystko, za co ich uwielbiałem. Nie jest tak, że nie słuchałem tych albumów, nawet z sentymentu do tej nazwy, ponieważ każdy album automatycznie sprawdzałem "w dniu premiery". Jednak to już nie było to. Wydaje mi się, że gdyby Korn zakończył działalność po "See You on the Other Side "(2005) i odejściu Davida i wrócił z takim albumem jak "The Nothing" z 2019, to mielibyśmy do czynienia z "rewolucją" i szaleństwem słuchaczy, tak jak chociażby przy ich debiucie. Nie twierdzę, że to co nagrali bez Heada (czy też nawet po jego powrocie) i bez Davida to złe albumy. Uważam jednak Panowie sami się zapędzili w ślepą uliczkę stawiając na ilość, a nie na jakość. Uciekł gdzieś im niestety ten klimat... Jednak każdy z tych albumów ma numery, które powodują uśmiech na mojej twarzy i przypominają mi o latach dzieciństwa... Dziś Korn jest dla mnie jak taki "stary przyjaciel" z dzieciństwa, z którym kiedyś miało się mega kontakt, a dziś jedynie wymienia się "cześć" na ulicy. Tak, czy inaczej na bank sprawdzę "Requiem", ponieważ wydaje mi się, że dobra passa z "The Nothing" nadal trwa, a najnowszy singiel promujący ten album, czyli "Forgotten" obowiązkowo wrzucę na listę numerów "powodujących uśmiech".
Tracklista:
1 Forgotten
2 Let The Dark Do The Rest
3 Start The Healing
4 Lost In The Grandeur
5 Disconnect
6 Hopeless And Beaten
7 Penance To Sorrow
8 My Confession
9 Worst Is On Its Way