Add products by adding codes
MÖTLEY CRÜE Shout At The Devil LP COLOURED
- Vinyl, LP, Album, Coloured
No i znów czas wskoczyć w spodnie w panterkę i natapirować włosy. Mamy ku temu nie byle jaką okazję! „Shout At The Devil” kończy właśnie 40 lat. Pomimo, że sami twórcy tego albumu powoli wyglądają jak podziarany Stefan Karwowski po pięciu latach w USA, to ta muza nadal ma w sobie nastoletni wigor.
Po krótkim wstępie wita nas utwór tytułowy. Perka Tommy’ego Lee, riff Micka i lecimy! Tommy i Mick w tym momencie byli w swoim primie i słychać to potężnie. Słychać również to, że produkcja tego albumu kosztowała wytwórnię znacznie więcej niż w przypadku ich debiutu. Zespół brzmi tu bardziej mięsiście i bardziej „metalowo”. Neil natomiast porusza się w wyższych rejestrach wokalnych, co faktycznie dodaje całemu numerowi diabelskiego posmaku. Pomimo tytułu i pentagramów w tle, z Mötley Crüe tacy sataniści jak z Martyniuka death metalowiec. Wszystko to było marketingowym chwytem i zagraniem na nosie opinii publicznej, która była i nadal jest wyczulona na takie rzeczy.
Nie zmienia to faktu, że muza na tym albumie jest bardziej drapieżna. Takie tracki jak „Looks That Kill” czy „Bastard” to rock’n’rollowa jazda. Wszyscy, którzy twierdzą, że Mötley Crüe to grupa przebierańców są w dużym błędzie. Fakt, że w ich przypadku zawsze na pierwszym planie były liczne imprezy, alkohol, narkotyki i masa gołych bab, ale muzyka zawsze była na poziomie. Chociażby kończący ten album „Danger” to dowód na to, że panowie potrafili stworzyć coś bardziej złożonego. Jest to chyba nawet mój ulubiony numer na tym albumie.
Natomiast wszystkim tym, którzy teraz się śmieją i mówią, że dziś panowie są bardziej memem niż rockową potęgą, do młodej publiki powiem tak: macie rację! Sami tak naprawdę na to zapracowali w ostatnim czasie. Forma Neila, połamane żebra Tommy’ego na koncertach to bardziej kabaret niż wyczekiwany powrót rockowej ikony. No i liczne przepychanki na łamach prasy, o to kto i co nagrywał i kto jakiego playbacku używał, były zupełnie niepotrzebne. Natomiast awaria na linii Mötley Crüe vs. Mick Mars to już padaka totalna.
Jestem co prawda ciekawy nowego albumu, gdyż John 5 jest utalentowanym gitarzystą zapatrzonym w samego Marsa czy Van Halena, więc od strony gitar powinno być ok. Jestem również pewien, że Mötley Crüe już nigdy nie przebiją poziomu „Shout” czy "Dr. Feelgood", ale kasiorka będzie się zgadzać. Przecież jakoś trzeba opłacić wszystkie alimenty, przeszczepy włosów, zębów, wille i drogie fury. Mimo, że teraz muzycy są cieniami siebie samych, to ich albumy z lat 80. i pewne numery z lat 90. to kawał dobrego glam/pudel metalu i nic tego nie zmieni.
Tracklista:
1. In The Beginning
2. Shout At The Devil 2021- Remaster
3. Looks That Kill
4. Bastard
5. God Bless The Children Of The Beast
6. Helter Skelter
7. Red Hot
8. Too Young To Fall In Love 2021- Remaster
9. Knock 'Em Dead, Kid
10. Ten Seconds To Love
11. Danger