Add products by adding codes
TSA DREAM TEAM Live 2021 2LP SPLATTER
- Vinyl | Album | LP | Coloured
Polska muzyka rockowo-metalowa miała swoją świętą trójcę, ale też zawsze tego typu wykonawcy muszą mieć łatkę z napisem „polska odpowiedź na...”. Turbo było odpowiedzią na Iron Maiden, Kat był takim Meta-Slayero-Venomem, a TSA nazywane było polskim AC/DC. W takim przekonaniu jako młodzik funkcjonowałem długi czas. Z czasem zacząłem sam odkrywać muzę wspomnianych bandów. No i było to trochę na wyrost. Faktycznie słychać u tych zespółów inspiracje zza oceanu, ale też ich własne brzmienie.
Dziś skupimy się na „polskim AC/DC”, czyli TSA. Wydaje mi się, że ta ekipa była najbardziej przystępna jeśli chodzi o brzmienie. O ile dwa pozostałe bandy napierdzielały bez litości, to TSA było zawsze pełne melodyjek i takiego rockowego luzu. Faktycznie wszystko to brzmi jak opis AC/DC, a jak dorzucimy do tego takie numery jak np. „Ludzie-dynie” czy „Jestem głodny”, to już nie ma o czym gadać. Tak czy inaczej, panowie byli zupełnie świeżym zespołem na naszej scenie.
Nic więc dziwnego, że „Heavy Metal World”, „TSA” czy „Live” stały się kultowe już w czasach wydania, a na koncerty ludzie walili drzwiami i oknami. Nie widziałem ich co prawda w latach 80., a dopiero jakoś po wydaniu reaktywacyjnego albumu „Proceder” i było to naprawdę spoko. Jednak od starszych znajomych słyszałem, że w okresie ich największych sukcesów była to kompletna koncertowa "dzicz" i pewna namiastka tego, co w sumie na co dzień mieli ludzie zza granicy chodzący na Metallikę czy wspomniane już AC/DC.
Jednak z czasem, jak to bywa, zbyt duża popularność prowadzi niekoniecznie do samych dobrych rzeczy. Pod koniec lat 80. awantury w zespole doprowadziły do pierwszego rozłamu, który zrodził dwa zespoły. Było TSA, w którym widzieliśmy Nowaka i Piekarczyka oraz TSA-Evolution Stefana Machela i Janusza Niekrasza. Jednak zarówno jeden, jak i drugi projekt upadł. Kolejna próba reaktywacji w 1998 roku też nie potrwała długo.
Dopiero w 2004 roku oryginalny skład popełnił wspomniany album „Proceder”. Uważam, że jak na takie zawirowania album wyszedł im dosyć zgrabny, miał w sobie klimat lat 80., ale też brzmienie, które mogło zainteresować młodych słuchaczy. Po latach oraz słuchając go w tle kiedy piszę te słowa podtrzymuję swoje zdanie. Panowie funkcjonowali jako żywe legendy i wszyscy byli zadowoleni. Jednak w 2018 roku Piekarczyk postanowił opuścić zespół, natomiast reszta TSA wraz z Damianem Michalskim za mikrofonem chciała kontynuować działalność. Sukces tego przedsięwzięcia był tak olbrzymi, że po zagraniu chyba trzech koncertów nastąpiła powtórka z rozrywki.
Awantury doprowadziły do powstania TSA Michalski Niekrasz Kapłon. Natomiast w 2021 roku powstało TSA Dream Team grające w składzie Marek Piekarczyk (śpiew), Andrzej Nowak (gitara), Stefan Machel (gitara), Paweł Mąciwoda (gitara basowa), Zbigniew Kraszewski (perkusja). Jednak żarty na bok! O ile działalność TSA MNKWL zbytnio mnie nie interesuje, to Dream Team wydawało mi się fajnym koncertowym projektem, no i właśnie tam widniał trzon tego oryginalnego TSA.
„Live 2021” to właśnie ich koncertówka. Kiedy pierwszy raz przesłuchałem ten materiał miałem bardzo mieszane uczucia. Mam wrażenie, że Marek Piekarczyk nie ma już tej siły, ale z drugiej strony ma też swoje lata. Brzmieniowo jest to wszystko surowe, ale z drugiej strony czy kultowe „Live” z 1982 roku powalało genialnym brzmieniem? Nie, ale jednak była w tym ta młodzieńcza dzikość, tutaj jednak trochę słychać, że minęło 40 lat i trochę uciekła ta szorstkość i bunt. Chociaż z drugiej strony w takich numerach jak „Alien” czy „51” ta dojrzałość nawet dodaje pewnej głębi tekstom śpiewanym przez Marka. Od strony repertuaru mamy tutaj prawdziwe „the best of”. Każdy ważny numer, który chciałby usłyszeć fan TSA znajduje się w tej setliście. Jest to również ważne wydawnictwo pod względem sentymentalnym. Był to ostatni występ z Andrzejem Nowakiem w składzie, który zmarł 4 stycznia 2022 roku.
Pomimo odejścia Andrzeja TSA Dream Team działa dalej w czteroosobowym składzie. Kapela wydała również nowy singiel „Bejbe”, który jest tak fajny jak jego okładka i na tym zakończę. Uważam, że wraz ze śmiercią Nowaka żadna z wersji TSA nie ma już racji bytu, ale to tylko moje zdanie. „Live 2021” mimo pewnych niedoskonałości to zamknięcie pewnego okresu tego zespołu i jednocześnie historii polskiego rocka i heavy metalu.
Tracklist:
1. Maratończyk
2. Na Co Cię Stać
3. Jestem Głodny
4. Proceder
5. Ty On Ja
6. 51
7. Bez Podtekstów
8. Pierwszy Karabin
9. Tratwa
10. Alien
11. Heavy Metal Świat
12. Wpadka
13. Spółka
14. Mass Media
15. Trzy Zapałki
16. Marsz Wilków