Dodaj produkty podając kody
DEICIDE Banished By Sin LP SILVER
- Vinyl, LP, Album, Silver
Muszę przyznać, że mam z nimi problem. Z jednej strony jest szacunek za to co panowie zrobili do koncertówki „When Satan Lives”, a z drugiej... Na przestrzeni lat Deicide stali się dla mnie komiczni, szczególnie za sprawą Bentona. Te wywiady o samobójstwie w wieku 33 lat, satanistyczna otoczka, która wygląda jak bunt metalowca lat 14 rysującego pentagram w piwnicy... No cringe pełną gębą i tyle. Jednak jeśli nawet przymknę oko na tę całą szopkę, to zostaje muzyka. Na tej płaszczyźnie też niestety jest różnie...
Tak jak wspomniałem, ich początki były wielkie i miażdżące. Obok Death, Obituary, Cannibali i Morbid Angel byli w absolutnej czołówce death metalu. Debiut, czy „Legion” to przecież takie kosy, że nie mam pytań. Cała kapela brzmiała tam niesamowicie. Pierwszy odsłuch ich płyt zrobił na mnie wielkie wrażenie. Był w tym mrok, jazgot i szatan, który nie wyglądał jeszcze jak postać z płatków śniadaniowych Kellogg’s.
Sam Benton był frontmanem idealnym. Ze swoim basem, czarnymi piórami i wypalonym odwróconym krzyżem na czole budził respekt. Wokal natomiast był niesamowity. Brzmiał jak prawdziwa bestia z piekła rodem. Bracia Hoffman na gitarach to również była poezja. Poezja pełna piekielnego jazgotu, ale też konkretnych riffów, które zapisały się na stałe w historii death metalu.
Dwa kolejne krążki, czyli „Once Upon the Cross” oraz „Serpents of the Light” były utrzymaniem ich złotej passy. „Once” chyba jest nawet moim ulubionym albumem tej ekipy. Brzmienie jakie tam ukręcili oraz te pokręcone riffy to było to. Wspomniana na początku koncertówka była ukoronowaniem tego okresu i jednocześnie ukazaniem jaką potęgą w tym czasie ten zespół był na koncertach.
No i wydawało się, że mogło być tylko lepiej. Niestety, tak nie było, przynajmniej dla mnie. Ich „Insineratehymn” jest momentem, kiedy ta cała otoczka piekielnego zła staje się komiczna. Muzyka też jest nijaka. Zespół stał się bardziej groove’owy i walcowaty. Nie ma już takiej ilości jazgotu, jest zwykłe metalowe granie, które nie wnosi nic. Mimo, że produkcja na bank była tutaj bardziej klarowna, znikła gdzieś wściekłość. Kolejne albumy były jakby kontynuacją tych pomysłów, a raczej ich braku, tak jak na „In Torment in Hell”. O tym krążku akurat mówiło się, że został wydany tylko i wyłącznie po to, żeby zespół mógł zakończyć swój kontrakt i ruszyć dalej, no ale jednak niesmak pozostał.
Czy kolejne albumy były już powrotem do formy? Fani twierdzą, że tak, jednak dla mnie nadal to nie było to. Były momenty na „Scars of the Crucifix” czy „In the Minds of Evil”, ale ogólnie to nie czułem już tej magii i piekielnych ogni obecnych na pierwszych czterech płytach. No dobra, „The Stench of Redemption” było spoko, a nawet bardzo dobre. Było Deicide, które polubiłem jako młodzik, ale jeśli dostaje się tyle słabizny, to jeden album i kilka numerów nie poprawią odbioru kapeli.
Odejście Hoffmanów również było ciosem, który spowodował, że ten zespół przestał dla mnie być jakkolwiek ważny, jeśli chodzi o współczesną muzykę. Nowi muzycy nie wnieśli tam żadnej świeżości, a bardziej wpasowali się w muzyczny model tej kultowej kapeli. Dużo bardziej siedzą mi produkcje Vital Remains, w których Glen był na wokalu przez kilka lat. Serio, słuchając takiego krążka jak „Dechristianize”, a później nowych wypocin jego macierzystej formacji, nie wiedziałem o co chodzi. Znaczy wiadomo – o brak pomysłów ze strony ekipy na D.
Czy ich najnowszy album „Banished by Sin” zmieni nijakość ich płyt? Klipy promujące album zapowiadane jako ultrakontrowersyjne są komiczne i nie ruszają mnie zupełnie. Spoko, że są w klimacie gore, jednak nadal mamy do czynienia z kabaretem, ale raczej ultrasi są zadowoleni. Ani to obrazoburcze, ani fajne, ale ok. Numery same w sobie utrzymują poziom grania z „Overtures of Blasphemy”, czyli mamy schematyczny death metal bez większego polotu i tyle. No, ale diabeł jest, krew jest, tylko wszystko to tak wypłowiało na przestrzeni lat jak krzyż na czole Bentona. Nie zmienia to faktu, że krążek przesłucham, ale bardziej z sentymentu niż ze względu na wartości artystyczne.
Tracklista:
A1 From Unknown Heights You Shall Fall
A2 Doomed To Die
A3 Sever The Tongue
A4 Faithless
A5 Bury The Cross…With Your Christ
A6 Woke From God
B1 Ritual Defied
B2 Failures Of Your Dying Lord
B3 Banished By Sin
B4 A Trinity Of None
B5 I Am I…A Curse Of Death
B6 The Light Defeated
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!