Dodaj produkty podając kody
KANYE WEST My Beautiful Dark Twisted Fantasy 3LP
- Vinyl, 3LP, Album
Czy to najlepszy album Kanye? Moim zdaniem nie. Zdecydowanie bardziej lubię momenty, kiedy Ye zapuszcza się w te dziwne, czasem wręcz death-gripsowe rejony. Jeśli miałbym wskazać jego najważniejsze dzieła, to bez wahania postawiłbym na “Yeezus” i “The Life of Pablo”. Na początku Kanye próbował dorównać ikonom pokroju Jay-Z – chciał pokazać, że jest jednym z topowych MC i producentów na planecie. I, co tu dużo mówić, osiągnął to. Serwował albumy, które dziś stanowią pomnik gatunku. Choć nie uważam, że jest Jacksonem hip-hopu, to dyskografia Westa faktycznie pęka od klasyków i produkcji, które wywróciły tę scenę do góry nogami.
To właśnie “My Beautiful Dark Twisted Fantasy” przeniosło go na poziom, który dla wielu wydawał się nieosiągalny. Był to początek alternatywnej, bardziej artystycznej wizji rapu. Na tym krążku Kanye mógł pozwolić sobie na wszystko – każdy pomysł jego szalonego umysłu został tu zrealizowany w 100%. Jeśli czegoś nie potrafił zrobić sam, po prostu zapraszał odpowiednich gości. Chciał radiowych hitów? Rihannę ma na linii. Kiedy album trafił na półki, wielu twierdziło, że to już nawet nie jest hip-hop – to szerokie spojrzenie na muzykę, gdzie gatunki zlewają się w jedną całość. I ciężko się z tym nie zgodzić.
Pierwszy numer, który usłyszałem z “MBTDF”, to “POWER”. Bit? Absolutna miazga. Ciężki, przestrzenny groove, który można kroić nożem. Pamiętam, jak rockmani dostawali wtedy szału – raper wykorzystał sample z “21st Century Schizoid Man” King Crimson. Hehe, muzyka to wolność, jak mawia sam Robert Fripp. Dla fanów KC to może być świętokradztwo, ale dla mnie to majstersztyk, który sprawia, że klasyki rocka docierają do nowych odbiorców. Zresztą “POWER” ma też bardziej rockowy vibe, więc wszystko się zgadza. I to nie jedyny moment, gdzie Kanye sięga po takie inspiracje – choćby “Hell Of A Life”, które wyraźnie czerpie z Sabbathowego “Iron Man”.
Jeśli chodzi o flow Kanye, to zawsze był dla mnie bardziej producentem niż MC – jego rap to jeden z elementów całego spektaklu. To muzyka ma prowadzić słuchacza, a nie jego wokale. Trzeba jednak przyznać, że goście śpiewani wypadają tu kapitalnie. “Blame Game” z Johnem Legendem czy “Lost In The World” z Bon Iver wnoszą piękną kontrę do szaleństwa, jakie funduje nam Ye. A już “All Of The Lights” z Rihanną? Choć radiowe bangery to nie moja bajka, ten track jest bezbłędny.
Kanye nie chce nas przytłoczyć – on chce, żebyśmy po wysłuchaniu tego albumu patrzyli na świat z otwartą gębą i powiedzieli “wow”. A ja tak robię przy każdym numerze, szczególnie przy “Monster”, gdzie Nicki Minaj kradnie cały show. Można się spierać o jej solowe projekty, ale tutaj jest nie do pobicia. Podobnie jest z “So Appalled” – ten kawałek to mój faworyt, a jak masz na trackliście JAY-Z, Pushę T, CyHi the Prynce’a, Swizz Beatza i RZA, to wynik musi być epicki. Ten album ma tyle warstw, tyle smaczków, że trudno oddać to w kilku zdaniach. Każdy kawałek to kopalnia detali, które odkrywamy za każdym razem na nowo.
Czy to więc album idealny? No nie do końca. Mam problem z “Runaway” – dla mnie jest zbyt rozwleczony, ale Kanye tak chciał i tak to zrobił. Mimo to “MBTDF” pozostaje pomnikiem, dziełem sztuki, które ugruntowało pozycję Westa na muzycznej scenie. Nawet jeśli dziś jest synonimem szaleńca, jego wpływ na hip-hop jest niezaprzeczalny. Może nie przebrnąłem przez “Dondę” czy “Jesus Is King”, ale wszystko od “The Life of Pablo” wstecz to czyste złoto.
Tracklista:
A1 Dark Fantasy
A2 Gorgeous
B1 Power
B2 All Of The Lights (Interlude)
B3 All Of The Lights
C1 Monster
D1 So Appalled
D2 Devil In A New Dress
E1 Runaway
E2 Hell Of A Life
F1 Blame Game
F2 Lost In The World
F3 Who Will Survive In America