Dodaj produkty podając kody
METALLICA Master Of Puppets LP
- Vinyl | LP | Album | Repress
38 lat minęło, trzeba przyznać, że 1986 był cudownym rokiem dla muzyki metalowej. Wyszło wtedy wiele wartych uwagi nowości, które dziś są kultowe. Wystarczy spojrzeć w kalendarium i zobaczymy m.in. „Darkness Descends” od Dark Angel, „Morbid Visions” Sepultury, „Peace Sells... But Who’s Buying?” od Megadeth, “Somewhere In Time” Iron Maiden, „Reign in Blood” Slayera i oczywiście „Master Of Puppets” Metalliki. Kosmos totalny, ponieważ każdy z tych albumów wbił się w serca słuchaczy i do dziś przyprawia je o szybsze bicie.
Dwa ostatnie z wymienionych tytułów można określić bibliami thrashu, które prezentują dwa zupełnie inne spojrzenia na ten gatunek. Slayer napierd... z punkową agresją i absolutnie nie brał jeńców, natomiast Metallica szła w bardziej progresywnym kierunku. Dziś skupimy się na „Master Of Puppets” i pogrzebiemy trochę w zawartości muzycznej tego krążka.
Osobiście nie uważam, że jest to ich najlepszy album. Metallica to dla mnie „Ride” oraz „And Justice”. Szczerze, to chyba do „Mastera” wracam najrzadziej jeśli chodzi o złoty okres tego zespołu, ale nie zmienia to faktu, że kocham ten tytuł! Jest to również jeden z tych albumów, który znałem z widzenia zanim poznałem jego muzyczną zawartość. Koszulki, naszywki, sklepy płytowe, plakaty – chyba wszyscy kojarzą te krzyże.
Mój pierwszy odsłuch odbył się w trakcie rosnącej fascynacji muzyką Metalliki, czy też ogólnie fascynacją thrashem. Nie byłem tak zachwycony, jak przy pierwszym przesłuchaniu „Ride” czy debiutu Slayera, ale siadło od razu! „Battery” to był cios prosto w nos! Akustyczny wstęp i jazda! Razem z Jamesem krzyczałem „BATTERY!” i grałem na niewidzialnej gitarze machając głową. Numer ten jest tak dojebany (żadne inne słowo nie odda tego lepiej), że pomimo upływu lat cały czas krzyczę i gram na tej samej niewidzialnej gitarze. Brzmienie całego bandu rzuca na kolana. Jest mięsiste, bardziej dojrzałe i przemyślane.
Perka Larsa również jest doskonała. Dziś możemy mówić o nim różne rzeczy, ale w tym czasie nie miał zbyt wielkiej konkurencji. Wszystkie niuanse jego gry podkreślał idealnie jeden z najważniejszych basistów w historii rocka, czyli nieodżałowany Cliff Burton. Cliff od samego początku Metalliki pokazywał, że nie jest tylko tłem. Był i jest on nadal nierozerwalnym elementem pierwszych trzech albumów tego zespołu. Jego zagrywki i solówki to coś cudownego i na tym albumie tak naprawdę otrzymujemy kwintesencję tego, o czym piszę. Jak dziś brzmiałaby Metallica, gdyby Cliff żył? Nie wiem, czasami wydaje mi się, że Cliff i tak odszedłby z tego zespołu, bo gość w koszulce Misfits raczej nie chciałby robić tego, co dziś wyprawiają jego koledzy.
Lecimy dalej i to na pełnej...! Numer tytułowy, który podobnie jak „Battery” jest mocnym uderzeniem. Riff z tego numeru to majstersztyk, który musiał zagrać każdy, kto w swoim życiu chwycił za gitarę. Prawdziwe piękno tej kompozycji przychodzi jednak gdzieś w połowie, a dokładnie w harmoniach Hammetta i Hetfielda. Za każdym razem mam ciary i to nie zmienia się to od lat.
Kolejne numery to również bajka, ale już troszkę na innym poziomie. Mowa tu oczywiście o przebojowym „The Thing That Should Not Be” oraz balladowym „Welcome Home (Sanitarium)”. Tutaj może popełnię herezję, ale „Welcome” jest chyba najmniej lubianym przeze mnie numerem z tego albumu. Jakoś wybija mnie z całego rytmu tego krążka. Lubię go, ale po takich numerach o których wspomniałem, jest nijako i troszkę zbyt przewidywalnie...
Kolejne numery wskakują na właściwe tory. Znów jest tłusto i ciężko. Zarówno „Disposable Heroes” jak i „Leper Messiah” to soczysta metalowa jazda, taka jaką otrzymaliśmy na samym początku. Świetne riffy, potężna sekcja i wściekły James, czyli jest bajecznie. Po takim czymś musi przyjść znów wyciszenie.
Tutaj otrzymujemy je w postaci instrumentalnego numeru „Orion”. Numer absolutnie naznaczony duchem Cliffa. Nie tylko ze względu na to, że to właśnie jego basowe zagrywki są bardzo znaczące w tym numerze, ale też, że „Orion” został zagrany na pogrzebie Burtona. W tym numerze to właśnie on był dowodzącym. Zawsze miałem wrażenie, że Lars, James i Kirk są tutaj tłem, które w przepiękny sposób uwypukla talent Cliffa. W genialny sposób, bez słów panowie przekazali nam emocje, które stały za tym numerem.
Jednak mimo całego uwielbienia dla tej kompozycji to nadal moim instrumentalnym numerem jeden jeśli chodzi o ten zespół będzie „To Live Is To Die”. Numer poświęcony pamięci Burtona, który jest dla mnie bardziej mroczną, surową wersją „Orion”. Polecam Wam puścić ten track zaraz po „Orionie”, a serio poczujecie jeszcze bardziej ten smutek po stracie przyjaciela. Całość „Master Of Puppets” kończy się tak, jak to wszystko się zaczęło, czyli totalnym czadem.
„Damage, Inc.” to obok wspomnianego „Oriona” mój ulubiony numer na całym albumie. Panowie jadą tu na całej mocy i chcą na sam koniec po prostu rozwalić nasze odtwarzacze. Jest to prawdziwa thrash metalowa zadyma i tyle.
Album ten to, jak wspomniałem, jeden z najważniejszych rockowych/metalowych krążków wszech czasów. Jest to w pewnym sensie kontynuacją pomysłów i schematów z „Ride”, ale brzmi to pełniej i mocniej, jednak w moim sercu „dwójka” zawsze będzie wyżej. Nie zmienia to faktu, że w tym albumie jest prawdziwa magia i radość z grania. Pomimo upływu wspomnianych 38 lat ta płyta nadal łapie za serce i gardło, czego niestety nie można już powiedzieć o ostatnich dokonaniach zespołu.
Tracklista
A1 Battery
A2 Master Of Puppets
A3 The Thing That Should Not Be
A4 Welcome Home (Sanitarium)
B1 Disposable Heroes
B2 Leper Messiah
B3 Orion
B4 Damage, Inc.
Metallica - płyty winylowe, płyty CD i merch
Nie będzie przesadą jeśli powiem, że Meta to najpopularniejsza i chyba największa kapela metalowa na świecie. Powstali w 1981 roku, dwa lata później wydali swój debiut "Kill' Em All", który nie tylko zachwycił fanów na całym świecie, ale też stworzył nowy gatunek – thrash metal! Następne albumy czyli "Ride The Lighting" (1984) oraz "Master Of Puppets" (1986) to już miazga totalna. Niestety w 1986 w wypadku zginął Cliff Burton (bass), czyli jeden z najbardziej innowacyjnych basistów metalowych ever. Jakby wyglądała muza Mety gdyby nadal żył?
Tego nigdy się nie dowiemy. Zespół kontynuował działalność z nowym basistą. Szeregi Mety zasilił Jason Newsted, który zadebiutował najpierw na EP "Garage Days Re-Revisited" (1987), a następnie na kultowym "And Justice For All" (1988). Do dziś dnia brzmienie basu na tym albumie, a raczej jego maksymalne wyciszenie budzi kontrowersje w środowisku fanów. Tak, czy inaczej album to kompletny majstersztyk i klasyka, która już bardziej klasyczna nie może być. Metallica nakręciła też pierwszy klip w swojej karierze (chociaż kiedyś muzycy upierali się, że nigdy tego nie zrobią) promując ten album do numeru "One". Trasa promująca album okazała się również olbrzymim sukcesem. W tym samym czasie MTV również rosło w siłe, to te czasy kiedy była tam muzyka, więc "One" rownież biło rekordy popularności. Metallica zabrała się za nagrywanie kolejnego albumu pod okiem producenta Boba Rocka. W 1991 roku wydali swój "Czarny Album" o tytule "Metallica". Zespół zaprezentował bardziej melodyjne oblicze, mamy tutaj mniej rozbudowane kompozycje. Jest to wejście Mety do świata totalnego mainstremu. Każdy singiel był hitem, trasa koncertowa biła rekordy popularności. Jej zapisem było klasyczne wydawnictwo koncertowe, czyli "Live Shit: Binge & Purge" (1993).
Zespół ściął włosy i zaczął komponować nowe numery. Ścięcie włosów dla starych fanów było symboliczne, oznaczało dla nich ugrzecznienie wyglądu oraz muzyki. Tak też się stało. Zespół wydał dwa albumy "Load" (1996) oraz "ReLoad" (1997). Łagodne, komercyjne brzmienie, czy nawet numery country. Wielu starych fanów odwróciło się od zespołu, jednak przyszło wielu nowych. Są to bardzo dobre albumy, inne ale trzymają poziom. Nastąpiła kolejna zmiana w składzie. W 2001 roku zespół opuścił Jason, będący zmęczony zespołem, oraz wiecznymi awanturami z innymi muzykami. Mimo to w 2003 roku wyszedł nowy album Metallicy, najbardziej kontrowersyjny, czyli "St. Anger".
W tym samym roku do zespołu dołączył nowy basista Robert Trujillo, jednak w studiu bass dograł Bob Rock. Robert wystąpił na dvd z próbą zespołu, na którym grają cały materiał z St. Anger. DVD było dołączone jako bonus do albumu CD. Robert zadebiutował jako pełnoprawny muzyk dopiero w 2008 na bardzo dobrym albumie "Death Magnetic". Zespół wrócił do kompozycji bardziej rozbudowanych, tak jak na "And Justice For All" jednak sporo mu brakowało do formy zespołu z tego okresu. Mimo wszystko był i jest to bardzo dobry album. W 2011 roku doszło do kolejnego kontrowersyjnego projektu Metallicy. Wspólny abum z Lou Reedem "Lulu". Kto słyszał ten wie co się tam dzieje. W tym samym roku zespół wydał też EP "Beyond Magnetic". Zawierała ona 4 nowe numery, które nie weszły na "Death Magnetic". Ich ostatni studyjny album ukazał się w 2016, a nazywa się "Hardwired...To Self Destruct". Było to podwójne, a w wersji deluxe potrójne wydawnictwo. Do każdego numeru zespół zrealizował teledysk. Album zyskał uznanie fanów i krytyków. Na chwilę obecną zespół komponuje nowe numery, oraz czeka na powrót do koncertowania ze względu na odejście Jamesa na odwyk. W tym czasie w naszym sklepie możecie uzupełnić lub uzbierać dyskografię Metallicy na płytach winylowych lub płytach cd, które posiadamy w rewelacyjnych cenach. Zapraszamy!