Dodaj produkty podając kody
MØ No Mythologies To Follow (10th Anniversary) 2LP COLOURED
- Vinyl | 2LP | Album | Coloured
Podchodziłem do albumu Mø jak pies do jeża. Wkurzała mnie nie sama muzyka, którą słyszałem w radiu, a bardziej promocja wytwórni. Serio, nie ma nic gorszego dla początkującej artystki od mówienia o jej muzie w tonie „coś dla fanów Rihanny lub Grimes”. Spoko, każdy ma jakieś inspiracje, ale sprzedawanie nowego „produktu” mówiąc, że brzmi jak ktoś znany od lat jest dość słabe. Jeśli chce posłuchać Rihanny, to nastawiam jej album, a nie szukam kopii.
Kiedy odpaliłem „No Mythologies To Follow” pierwszy raz byłem lekko zaskoczony, gdyż słuchało się tego przyjemnie. Faktycznie inspiracji wspomnianymi artystkami było sporo, ale były nam sprytnie podane. Spodziewałem się kogoś w stylu Duffy, której „Mercy” było kopią Amy i tak Duffy się zapisała w historii muzyki pop, przynajmniej dla mnie. Jeden hit, który brzmi jak numer innej znanej artystki, naprawdę super.
Mø starała się bardziej mieszać to czego sama słucha z własną artystyczną ścieżką. Weźmy pod lupę chociażby kawałek otwierający płytę. „Fire Rides” na początku brzmi niczym zaginiony numer Florence And The Machine, następnie przeradza się w synth popowy numer, z genialną przestrzenią i wokalami. Serio, takiej produkcji nie powstydziłaby się Roisin w czasach swojej największej świetności czy Yeah Yeah Yeahs z ery „It’s Blitz!”.
Kolejne numery fajnie balansowały miedzy synthowym graniem, a alternatywnym r’n’b. Oczywiście nie oznacza to, że Mø cały czas leci z tego typu brzmieniem. Mamy tutaj trochę nastrojowego grania, w którym słyszymy pewnie odwołania do twórczości Lany Del Rey, jak w „Dust Is Gone”, który jest jednym z najlepszych tracków na albumie czy „Never Wanna Go”. Wydaje mi się, że jednak jedna Lana na scenie popowej wystarczy i znacznie bardziej jej głos odpowiada mi w tych synthowych produkcjach.
Numery zebrane na „No Mythologies To Follow” są potwornie melodyjnie, ale nienachalne i paradoksalnie nie do końca radiowe. Chodzi o to, że jest to pop w który trzeba się wsłuchać, nie jest to płyta do słuchania w tle podczas smażenia kotletów.
Pomimo upływu dziesięciu lat jej debiut nadal brzmi dobrze i nadal jest jej najlepszym wydawnictwem. Nie jest to jakiś potężnie przełomowy album, którego rocznica jest wielkim świętem w muzyce pop, ale na bank jest to krążek, który warto przesłuchać i jednocześnie utwierdzić się w przekonaniu, że szefowie wielkich wytwórni nie zawsze wiedzą jak zareklamować danego artystę czy artystkę.
Tracklista:
A1 Fire Rides
A2 Maiden
A3 Never Wanna Know
A4 Red in the Grey
A5 Pilgrim
A6 Don't Wanna Dance
B1 Waste of Time
B2 Dust Is Gone
B3 XXX 88
B4 Walk This Way
B5 Slow Love
B6 Glass
C1 No Mythologies to Follow
C2 Dummy Head
C3 The Sea
C4 Gone and Found
C5 Say You'll Be There
D1 Fake Chanel
D2 Bad Luck
D3 Antihero
D4 Daydreams
D5 New Year's Eve