Dodaj produkty podając kody
NIGHTWISH Yesterwynde LP
- Vinyl, LP, Album
Nightwish to jeden z tych zespołów, których fenomen zawsze mnie zastanawiał. Nie powiem, żebym miał coś przeciwko ich muzie, ale też nigdy nie czułem się w pełni częścią tego symfoniczno-metalowego świata z damskimi wokalami. Kapele jak Within Temptation czy Epica to dla mnie trochę jak oglądanie filmu w obcym języku bez napisów – niby rozumiem, ale totalnie nie czuję klimatu. Symfoniczny metal? Czarna magia. Ale rozumiem, że ludzie to kochają. Nightwish, mimo że nie mój klimat, zawsze był dla mnie ikoną tego brzmienia. To właśnie oni wbijali się na okładki każdej muzycznej gazety, a klipy typu „Nemo” czy „Wish I Had an Angel” leciały non-stop w MTV i Vivie. Każda metalowa znajoma była zachwycona „Century Child” czy „Oceanborn”. I choć muzycznie było to nawet ok, wokale Tarji Turunen zawsze mnie trochę bawiły. Jej operowe zaśpiewy i gotyckie stylizacje nie trafiały do mnie. A jednak, ironicznie, sam jestem fanem Kinga Diamonda – który, umówmy się, dla wielu może być równie dziwaczny – ale wolę ten horrorowy klimat lat 80. niż gotycki balet. Każdy ma swoje klimaty, co tu dużo mówić.
Punktem, w którym Nightwish naprawdę wybił się w mainstreamie, był album Once. Każdy o nim mówił, a ich hity grały wszędzie. Nawet ja, młody metalowiec, który trochę z nich wcześniej śmieszkował, złapałem się na tym, że po cichu katuję „Nemo”. No, co tu kryć, to były dobre kawałki! I przyznaję, Once to jedyna płyta, która faktycznie mi leżała. Marko Hietala, który dołączył do zespołu w 2001 roku, wprowadził więcej rockowego brzmienia, które fajnie kontrastowało z operowym stylem Tarji. Jego obecność sprawiła, że ten zespół nabrał bardziej zróżnicowanego charakteru. A Tarja na Once pokazała bardziej przebojowe oblicze – już nie tylko jako diva operowa, ale też ktoś, kto potrafi po prostu zaśpiewać świetną melodię.
Nagle Tarja odeszła z zespołu, co było ogromnym szokiem. Na scenę wkroczyła Anette Olzon i, o dziwo, bardzo mi podpasowała. Jej wokale w „Amaranth” przypominały mi raczej HIM niż symfoniczny gotyk, a Dark Passion Play uważam za ich najlepszy album. Wokal Anette wnosił więcej luzu i pop-rockowej energii, co było dla mnie miłym odświeżeniem. Było tam mniej operowej pompatyczności i gotyckich lamentów – zamiast tego, dostaliśmy fajne, melodyjne kawałki jak „Cadence of Her Last Breath”, który mógłby spokojnie uchodzić za banger z lat 80.
Po Imaginaerum Nightwish zniknął z mojego muzycznego radaru. Odejście Anette Olzon sprawiło, że straciłem zainteresowanie, a ich późniejsze albumy z Floor Jansen przeszły mi totalnie bokiem. Gdy Marko odszedł (notabene teraz współpracuje z Tarją), dla mnie historia Nightwish właściwie się zakończyła.
Teraz czekamy na Yesterwynde. Czy to będzie powrót do formy na miarę Once? Ciężko powiedzieć. Numery promujące są ok, ale to nic spektakularnego. Wszystko symfonicznie, progresywnie, czyli w sumie bez większych zmian. Problem w tym, że bez Tarji, Anette i Marko to już nie ten sam zespół. Mogłem się z nich kiedyś śmiać, mogłem kręcić nosem, ale to właśnie te elementy ich muzyki wyróżniały ich na tle innych. A teraz? Zespół poprawny, ale zginął w tłumie podobnych. Jednak dla fanatyków Nightwish to pewnie kolejny album, który będzie spełnieniem marzeń. W końcu o to chodzi, prawda?
Tracklist:
SIDE A
01. Yesterwynde
02. An Ocean Of Strange Islands
03. The Antikythera Mechanism
SIDE B
01. The Day Of...
02. Perfume Of The Timeless
03. Sway
SIDE C
01. The Children Of ‘Ata
02. Something Whispered Follow
Me
03. Spider Silk
SIDE D
01. Hiraeth
02. The Weave
03. Lanternlight