Dodaj produkty podając kody
PINK FLOYD Wish You Were Here LP LTD
- LP, Reissue, Remastered, 180gram
Od zawsze uważałem, że „Wish You Were Here” to wyjątkowy krążek. Nie tylko ze względu na muzykę, ale także na historię, którą opowiada. Powiedziałbym nawet, że to dzieło pięciu osób, a piątą jest duchowo obecny Syd Barrett. Otwierające album i zamykające całość „Shine On You Crazy Diamond” to hołd złożony dawnemu liderowi zespołu. Ta kompozycja przepełniona jest smutkiem, żalem i nostalgią za przyjacielem. Mówi się, że Syd pojawił się w studiu podczas nagrań – jego zmieniony wygląd poruszył wszystkich i stał się inspiracją dla reszty materiału. Dla mnie to także wyraz bezradności wobec jego historii, tego, że nie dało się cofnąć czasu ani pomóc mu wrócić do normalności. Wszystkie te emocje znalazły ujście w jednym z najpiękniejszych numerów Floydów. Solówki Davida Gilmoura, pełne ekspresji wokale – po prostu magia. Każdy z muzyków gra oszczędnie, ale czuć, że każdy dźwięk pochodzi prosto z serca.
Choć może to zabrzmieć ironicznie, wydaje mi się, że w tym przypadku Pink Floyd nie mieli ambicji stworzenia czegoś wielkiego – ta muzyka po prostu płynie, bez kalkulacji. To ciekawe, zwłaszcza w kontekście ego Rogera Watersa, który zawsze chciał kontrolować wszystko. Ale może właśnie dlatego ta płyta brzmi tak wyjątkowo.
Sam tytułowy utwór, „Wish You Were Here”, to w moim odczuciu czystej postaci smutek za utraconym przyjacielem. Roger co prawda mówi, że pierwotnie chodziło o coś innego, ale David przyznaje, że zawsze myśli o Sydzie, gdy gra ten kawałek – i to chyba najbardziej autentyczna interpretacja.
Nie zapominajmy jednak o pozostałych utworach. Od pierwszego przesłuchania zakochałem się w „Welcome to the Machine”. Ten zimny, niemal industrialny klimat jest nie do podrobienia. Wokal Watersa, krzyczący „Welcome, my son…”, połączony z mechanicznymi klawiszami Wrighta – to brzmienie, które wywołuje ciarki. Dla mnie to nie tylko opis brutalności przemysłu muzycznego, ale też ogólna przestroga przed dorosłością. Z biegiem lat widzę, że to symboliczna „maszyna”, która niszczy ludzkie marzenia.
Podobną tematykę porusza „Have a Cigar”. Mamy tu znowu cyniczne spojrzenie na przemysł muzyczny i menadżerów liczących tylko pieniądze. Muzycznie to bardziej zadziorny, rockowy numer, w którym gościnnie zaśpiewał Roy Harper. Ciekawostką jest to, że Harper przypadkiem znalazł się w Abbey Road, a Floydzi nie mieli ochoty na wokale w tym kawałku. Mimo wszystko, to David Gilmour znowu kradnie show swoją gitarą – te partie to czysta esencja rockowego grania. Solówki są tak smakowite, że można by je jeść łyżkami.
No i tak, powoli docieramy do końca tej krótkiej recenzji. Oczywiście, o „Wish You Were Here” można by pisać eseje, ale format jest, jaki jest. Co jest magicznego w tym albumie? To, że pozostaje wiecznie aktualny – zarówno tematycznie, jak i muzycznie. Dźwięki tu zawarte nie postarzały się ani o dzień. „Wish You Were Here” to nie tylko klasyk rocka, ale także pomnik wystawiony przyjacielowi i sprzeciw wobec brutalnej rzeczywistości.
Tracklist:
Strona A:
Shine On You Crazy Diamond (1 - 5)
A1.1 Part 1
A1.2 Part 2
A1.3 Part 3
A1.4 Part 4
A1.5 Part 5
A2 Welcome To The Machine
Strona B:
B1 Have A Cigar
B2 Wish You Were Here
Shine On You Crazy Diamond (6 - 9)
B3.1 Part 6
B3.2 Part 7
B3.3 Part 8
B3.4 Part 9