Dodaj produkty podając kody
PORTISHEAD Dummy LP
- Vinyl | LP | Album
Moja pierwsza styczność z twórczością Portishead jest dość przewrotna – to występ Faith No More z 1995 roku na festiwalu Monsters Of Rock. W trakcie tego koncertu Mike Patton pokryty śliną fanów wraz z zespołem wykonał fragment kawałka „Glory Box”. Zaśpiewał to tak genialnie, że musiałem zrobić małe śledztwo. Okazało się, że piosenka była coverem, a za oryginałem stoi ikona muzyki trip hopowej – Portishead.
Fajnie się złożyło, bo byłem na etapie słuchania Massive Attack i solowych płyt Tricky’ego, dlatego w trybie natychmiastowym zapoznałem się z debiutanckim albumem Portishead, „Dummy”. Panie Patton, jeśli Pan to czytasz w tym momencie, to dziękuję Panu! Okazało się, że przypadkiem odpaliłem jeden z moich ukochanych albumów lat 90. i jednocześnie poznałem najlepszy band z gatunku trip hopu. Lubię wspomniany Massive Attack, ale ich albumy są w pewnym sensie jak składanki, natomiast w Portishead był stały skład i fenomenalna Beth Gibbons na wokalu. Oczarowali mnie od samego początku piosenką „Mysterons”. Charakterystyczna gra na werblu, Gibbons ze swoim sensualnym wokalem i gitara Adriana Utleya wprowadziła mnie w niesamowity świat Portishead. Z jednej strony był w tym pewien mrok, tajemnica rodem z kina noir, a z drugiej strony erotyzm i tlący się papieros w pustym pokoju hotelowym.
Kolejny numer „Sour Times” daje nam trochę więcej przestrzeni, nie ma już vibe’u papierosowego dymu, ale nadal wszystko jest owiane tajemnicą. Wspaniały, budzący skojarzenia z muzyką filmową podkład, tylko uwypukla genialny tekst. Beth staje się jakby uosobieniem niespełnionej miłości czy złamanego serca. To w jaki sposób wykrzykuje fragment „Nobody loves me!” powoduje, że zaczynamy się z nią utożsamiać albo wręcz stajemy przed nią jak przed lustrem i widzimy niekoniecznie miłe fragmenty naszego życia, takie kiedy nasze serca pękały.
Każdy kolejny numer nie schodzi poniżej wysokiego poziomu, zarówno emocjonalnego, jak i kompozytorskiego, więc mógłbym wymieniać każdy numer po kolei. Przejdźmy do utworu, który sprawił, że wzruszenie ścisnęło mi gardło... „Roads” to nie jest zwykła pięciominutowa trip hopowa piosenka. To muzyczna perła będąca wyznaniem kobiety pogrążonej w smutku i melancholii. Ból i żal, który emanuje z tego kawałka spowodowały, że potrzebowałem odpoczynku od intensywności doznań. Po chwili oddechu wróciłem do albumu, a przywitał mnie numer „Pedestal”. Refleksyjny kawałek o życiu i śmierci. Pomimo równie ponurej aury, znalazłem w nim wytchnienie po „Roads”. Po takiej podróży pełnej łez i mroku doczekałem się oryginalnego wykonania „Glory Box”. Co to było za przeżycie. Fakt, mniej było w tym smutku i zadumy, niż w przypadku „Roads”. „Glory Box” to idealne zakończenie tego albumu. Zakończenie pełne złości i jednocześnie przelanej czary goryczy.
Album „Dummy” pomimo upływu lat nadal brzmi doskonale i świeżo. Nie uciekł też jego melancholijny klimat. Ta płyta powala za każdym razem. Tak naprawdę każdy album Portishead jest dla mnie absolutnie kultowy, a z uwagi na to, że nie nagrywają za wiele, to dobrze, że ich albumy należą do tych, które można słuchać bez przerwy.
Tracklista:
A1 Mysterons
A2 Sour Times
A3 Strangers
A4 It Could Be Sweet
A5 Wandering Star
B1 Numb
B2 Roads
B3 Pedestal
B4 Biscuit
B5 Glory Box