Dodaj produkty podając kody
QUEENS OF THE STONE AGE ...Like Clockwork 2LP
- Vinyl, 2LP, Album
Josh i jego projekty niegdyś kręciły się u mnie non stop. Kyuss był jednym z tych bandów, które rozwaliły mi łeb na pół. Każdy z ich krążków do dziś uważam za biblię stoner rocka i nic nie jest w stanie tego zmienić. Podobnie było z pierwszymi albumami od QOTSA. Czy to debiut, czy „Rated R” – no po prostu wow.
Moja więź z Joshem i jego pomysłami zaczęła słabnąć po krążku „Lullabies to Paralyze”. Jest to o tyle dziwne, że to był – i chyba nadal jest – mój ulubiony album tej ekipy. Dlaczego jednak więź słabła? Hmm... QOTSA, wizerunkowo i brzmieniowo, ruszyło w ten nurt rocka, który mnie nie interesuje. Chodzi tutaj o wielkie festiwale, które – niestety – już jak dla mnie nie mają klimatu pustyni i tego wszystkiego, z czym Josh mi się kojarzył.
Jednak byłem ciekawy, czy postrzeganie tego bandu w ten sposób to jedynie moje błędne wyobrażenie i czy jakkolwiek wpłynie to na ich muzę. No i w tym momencie pojawiła się „Era Vulgaris”. Nie trawię tego albumu. Nie rusza mnie tam zupełnie nic, niestety. Przez wiele lat uważałem, że to ich najgorszy krążek. Jednak „Villains”, będący absolutnym przejawem normikowego rock’n’rolla dla buntowników mających kolegę, który pali papierosy, zdetronizował „Erę”. No, ale mniejsza z tym.
Tak czy inaczej, po tym albumie machnąłem już ręką na QOTSA. Myślałem, że nic mnie już nie ruszy w przypadku tego bandu i tyle. Josh spokojnie mógł udawać rudego Elvisa, kopać „niechcący” baby i ze sztucznym uśmiechem za to przepraszać – i każdy byłby zadowolony.
Jednak, proszę Państwa, musiałem odszczekać wszystko. „...Like Clockwork” to był prawdziwy cios. Podszedłem do niego z lekką rezerwą w dniu premiery, ale z numeru na numer nie mogłem się oderwać od tej muzy. Do zapoznania się z tym tytułem zachęciła mnie zajebista okładka artysty zwanego Boneface, która była wariacją na temat zdjęcia z filmu „Dracula” z 1931 roku, oraz to, że za garami znów zasiadł Grohl – tak jak w przypadku „Songs for the Deaf”.
O „...Like” spokojnie można powiedzieć, że jest „esencjonalny”. To wydawnictwo, które idealnie łączy różne odcienie i pomysły Queens of the Stone Age. Jest w tym „chropowatość” i „zadziorność” debiutu oraz „Songs for the Deaf”, a także rock’n’rollowy mrok „Lullabies to Paralyze”. No i do tego przebojowość rodem z największych festiwali, ale podana w ten sposób, który lubię – bez tandety, bez plastiku.
Każdy numer to nie tylko genialne melodie, ale też klimat, którego brakowało mi na „Erze”. Takie tracki jak „I Sat by the Ocean” czy „I Appear Missing” to czystej postaci geniusz, ale też pokazanie, że w dzisiejszej muzie rockowej nadal można stworzyć coś ciekawego. W sumie mogę tu wymienić każdy z tych numerów, bo nie ma tu słabych momentów. Od „Keep Your Eyes Peeled” po wieńczący wszystko genialny numer tytułowy – Queeni nie schodzą poniżej pewnego poziomu.
Kiedy myślałem, że się myliłem, że Josh i koledzy nadal trzymają poziom – otrzymałem „Villains”, a później „In Times New Roman...”. Ten ostatni nie jest co prawda tak beznadziejny jak jego poprzednik, ale... W dniu premiery uważałem, że jest nawet ok, ale tak naprawdę – oprócz „Paper Machete”, który spokojnie poradziłby sobie na ich debiucie – nic z tego albumu nie zostało w mojej pamięci.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Homme jest postacią kultową i nawet jeśli jego nowe rzeczy mnie nie ruszają, to za Kyuss czy takie albumy, będące – jak dla mnie – klasykami współczesnego rocka, jak właśnie „...Like Clockwork” czy „Songs for the Deaf” Queensów, szacunek mu się należy.
Tracklist:
A1 Keep Your Eyes Peeled
A2 I Sat By The Ocean
A3 The Vampyre Of Time And Memory
B1 If I Had A Tail
B2 My God Is The Sun
B3 Kalopsia
C1 Fairweather Friends
C2 Smooth Sailing
D1 I Appear Missing
D2 ...Like Clockwork