Dodaj produkty podając kody
TWENTY ONE PILOTS Clancy LP
- Vinyl, LP, Album
Jeden z tych zespołów, których popularności zupełnie nie kumam. Doceniam mieszankę stylów, ale ich twórczość jest moim zdaniem zróżnicowana na pozór. Twenty One Pilots wrzucam do worka z szeroko rozumianą alternatywą, chociaż czy tak naprawdę jest to alternatywa? Panowie od lat sprawiają wrażenie natchnionych artystów, buntowników, a zwłaszcza wokalista Tyler Joseph. Taki typowy sympatyczny bad boy, renegat, szaleniec, za którym stoją olbrzymie koncerny wydawnicze.
Spoko, taką mają etykietę i z drugiej strony ludzie to kupują, więc w porządku. Jednak w muzyce chodzi o muzykę, a nie malowanie dłoni, czy robienie znudzonych min na gali Grammy, bo przecież „cały ten medialny szum nas nie interesuje, bo jesteśmy zbuntowani”. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby serio za tym bandem szła genialna muza. Duet ten też zawsze raczy nas świetnymi singlami, a w trakcie pełnego odsłuchu emocje uciekają z numeru na numer. Z dwójki nonkonformistów stają się typowym radiowym produktem. Przynajmniej ja mam takie odczucia słuchając ich płyt.
Pierwszy raz ich muzykę poznałem za sprawą „Blurryface”, wcześniej kojarzyłem ich tylko z nazwy. Ich track "Heavydirtysoul" tak mi wpadł w ucho, że nie mam pytań. Właśnie ten przypadkowo usłyszany numer spowodował, że musiałem przesłuchać cały krążek. Zajebisty flow, fajny podkład, punkowa perka z vibem The Prodigy, no i ten refren! Pomyślałem, że to będzie super album. No i podjarany wrzuciłem pożyczony krążek do odtwarzacza.
Oczywiście po genialnym początku postaci „Heavy..." wskoczyły miałkie numery. „Stressed Out” był pop-rapowym numerem, który swoją słodyczą zalewa nasze serca. Absolutnie zniesmaczony byłem jednak przy „Ride”. Ten numer w stylu reggae brzmiał jakby rodem z uchylonej szyby auta gościa, któremu nie robi różnicy co akurat leci. No ja jednak preferuję reggae w stylu Bad Brains, a nie Kamila Bednarka.
Bujające klimaty powracają również w „Lane Boy”, ale ten numer akurat jest bardzo spoko. Wraca również agresywniejszy flow z „Heavy”, co działa na plus. Reszta numerów jest po prostu nijaka i do bólu „normikowa”. Sprawdziłem też poprzednie krążki w celu poszukiwania bangerów i system był podobny. Dwa, trzy dobre numery i tyle.
Albumem od nich, który łykam w całości, albo prawie w całości jest „Trench”. Na tym krążku wszystko jest wyważone i przemyślane. Panowie osiągnęli tutaj esencję swojego stylu i idealnie wyważyli radiową przebojowość z radiowym zacięciem. Wyniki sprzedaży i popularność trasy mówiła sama za siebie.
Natomiast na kolejnym „Scaled And Icy” znów coś nie wyszło, przynajmniej moim zdaniem. Trochę nie wiedziałem kim chcą być. Czy bardziej kopią The 1975, czy zespołem, czy chcą sprawdzi się w graniu a’la Paramore z gościnnym udziałem Maca Millera? No nie wiem. Jest tu kilka dobrych, bujających numerów jak „The Outside” czy „Mulberry Street”, jednak reszta jest nijaka. Gdyby zrobić z tego EP byłoby idealnie. Jednak wszystkie te wzloty i upadki mamy za sobą.
Przed nami „Clancy”. Singiel, czyli „Overcompensate” leży mi zajebiście. Ma w sobie moc i ducha „Heavydirtysoul” oraz „Jumpsuit”, więc jak dla mnie bomba. Jednak tak jak wspomniałem nieraz, dałem się zwieść Twenty One Pilots i w całości album był ciężki do strawienia. Jednak mam nadzieję, że panowie wrócą do grania z „Trench”, a ja po prostu będę mile zaskoczony.
Tracklista:
1. Overcompensate
2. Next Semester
3. Backslide
4. Midwest Indigo
5. Routines In The Night
6. Vignette
7. The Craving (Jenna’s Version)
8. Lavish
9. Navigating
10. Snap Back
11. Oldies Station
12. At The Risk Of Feeling Dumb
13. Paladin Strait